XIX Kościański Półmaraton 2025

Ponad 1000 uczestników na starcie XIX Kościańskiego Półmaratonu. Ponad 1000 historii, które można opowiedzieć. Zawodnicy swoją już opowiedzieli. Teraz moja kolej.

Moje widzenie zawodów jest nieco inne niż to co widzą zawodnicy. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia jak to mówią (w moim przypadku często od punktu leżenia z aparatem...) wszak jesteśmy po różnych stronach obiektywu.

Żeby ta historia była spójna to pójdę chronologicznie razem z wydarzeniami, które fotografowałem.

Opowieść zaczyna się około godziny 11:07 w lekkiej mżawce na sekundy przed... ulewą gdzie razem z Zawodnikami patrzę w niebo i razem modlimy się o słońce. Jest zimno, mokro i wieje potwornie. Zawodnicy chronią się gdzie mogą żeby utrzymać maksymalnie ciepło w mięśniach. Nie biega się fajnie jak mięśnie kostnieją z zimna już na starcie. Mówi się że nie ma złej pogody na sport - pozwolę się z tym nie zgodzić.

Ktoś tam na Górze jednak czuwa (mam swoją osobistą teorię kto zesłał dla Zawodników ciepłe promienie, a dla mnie genialne światło powodujące, że zdjęcia stają się magiczne i wcale nie chodzi mi tu o Stwórcę). Skoro wyszło słońce to wyszły uśmiechy... Do dzieła zaczyna się fotograficzne polowanie :) 

Zawodnicy się rozgrzewają, a ja razem z nimi - pierwsze nieśmiałe kadry, korekty ustawień aparatu, trzeba wejść w rytm. Jak to przed startem bywa - panuje lekka nerwowość. Biegacze czują swoją - fotografowie swoją, wszak biegacze chcą dobrego czasu, a fotografowie dobrych zdjęć, a tak naprawdę ani jeden ani drugi nie jest pewny co dowiezie do mety. Minuty lecą. Nawet nie wiadomo kiedy ale trzeba iść na start bo zbliża się 12:00. Skrzydlata Husaria nadciąga żeby poprowadzić swoje oddziały do boju. Zawodnicy zajmują miejsce w sektorach. Niebawem się zacznie.

Tłoczymy się na starcie. Dużo nas - przejść się nie da, a gdzie tu zdjęcia robić. Dobrze, że wymyślono obiektywy szerokokątne. Dzięki temu ściskowi można zrobić piękne portrety pełne dynamiki.

Niebawem start. Pora wydostać się z tłumu i zająć miejsce jakieś 200 m z przodu. Będzie kilka sekund na epickie zdjęcie startu - pilot na Harleyu z przodu, a w tle dzika szarża. Tu trzeba uważać - kilka zdjęć i uciekam na chodnik bo jak zostanę .... to stanę się integralną częścią asfaltu. Jedno jest pewne - oni się nie zatrzymają... Dobra pobiegli. Pora zająć upatrzone miejscówki.

Przystanek pierwszy

Prosta między PKO, a Santanderem. Około 2,5 km trasy. Czołówka biegnie w takim tempie, że człowiek zastanawia się czy to bieg na 400m czy półmaraton, a na ustach maluje się niewypowiedziane pytanie "jakim cudem można tak szybko". Oni się nie zastanawiają bo ewidentnie znają odpowiedź. Skupione twarze, sprężysty krok. Praktycznie na każdym zdjęciu obie nogi w powietrzu. Ma się wrażenie ze oni tak suną bez dotykania asfaltu. 

Przystanek drugi

Zaraz przed bufetem kilkaset metrów dalej. Ta wstrętna ulewa która na początku optymizmem nie napawała utworzyła ogromną kałuże wody która działała jak gigantyczne zwierciadło. Do tego piękne słońce i nostalgiczne kolory drzew tworzących tło zdjęcia. Sceneria była tak urokliwa, że zostałem dużo dłużej niż pierwotny plan zakładał.

Przystanek trzeci

Plac Paderewskiego - kierunek na Ratusz. Mostek prowadzący przez kanał gęsto wyspany jesiennymi liśćmi w żółto-brązowej barwie. W pewnym momencie zerwał się wiatr, który poderwał te liście, a w gąszczu tego liściastego chaosu wyłaniały się kolejne sylwetki biegaczy. Widok epicki. Zdjęcia nie mam - byłem za daleko. Ten obraz zostaje jednak i w głowie i sercu. Przepiękna scena :). Już dawno temu zrozumiałem że nie trzeba mieć zdjęcia wszystkiego. Niektóre obrazy mogą zostać tylko w pamięci i to też jest okej.

Przystanek czwarty

Rynek - tu dosłownie chwilka - tak żeby złapać parę kadrów biegaczy na tle budynku ratusza. Jakby nie było ratusz to serce każdego miasta. 

Przystanek piąty - okolice Komendy PSP

Jesteśmy gdzieś na 12 kilometrze trasy. Coś co mocno wryło się w pamięć - dwóch biegaczy złączonych szarfą. Biegną razem. Stan zdrowia jednego nie pozwala na bieg samodzielny. Stąd szarfa, stad przewodnik. Biegną razem. krok w krok. Ramię w ramię. Czekam przyklęknięty na jedno kolano aż podbiegną na odpowiednią odległość i wypełnią kadr. To są te chwile gdzie ciężar fotograficznej odpowiedzialności jest duży. To zdjęcie jest bardzo ważne. I dla mnie i dla Nich. Ono musi wyjść... Po prostu musi.

Przystanek szósty

Bank PKO przy rondzie. Ten mały niepozorny fragment ma bardzo duży potencjał fotograficzny. Ilość różnych kadrów które są tam możliwe jest niesamowita. Tam mam ćwiczenie kreatywności :). Ot taka zabawa w zdjęcia "zza krzaka".

Przystanek siódmy

Ostatnia prosta przed stadionem. Całe rzesze dzieciaków wyciągających ręce do przybijania piątek. To już końcówka trasy. Wielu biegaczy siły i serce zostawiło już dawno temu rozwleczone na asfalcie. To zdumiewające jak ta jedna piątka przywraca im nowe pokłady energii. Jak prostują zgarbione z wysiłku ramiona i przyspieszają... To tylko pokazuje potęgę naszego umysłu, który potrafi zmusić ciało do nadludzkiego wysiłku udowadniając że słowo "nie mogę" jest dużo, dużo dalej niż nam się pierwotnie wydaje.. To też pokazuje jak ogromną moc w naszym życiu mają te drobne pozornie nic nie znaczące gesty i słowa. Na półmaratonie jest to nieco mniej widoczne ale idźcie na maraton. Dokładnie na 35 km gdzie zaczyna się ta mityczna ściana. Tam zrozumiecie o czym piszę. Czasami ta jedna piątka ma taką moc, że zabiera biegacza z "tamtego świata" z powrotem do nas.

Przystanek ósmy

Stadion. Finałowe okrążenie i.... koniec. Meta (a dokładnie kilka metrów za nią) jest tym miejscem gdzie powstają kadry niezwykłe, które dla mnie są najważniejsze w całej galerii.  To tutaj jest kumulacja wszystkich emocji, które w pewnym momencie puszczają... 

To tutaj dzieciaki wybiegają Ci na spotkanie i wbiegacie razem na metę. To tutaj mijasz belkę i... się rozklejasz dając świadectwo temu, że cel, który dwie godziny wcześniej był być może tylko odległym, wręcz nierealnym marzeniem teraz stał się rzeczywistością. To tutaj ktoś na Ciebie czeka. A ja stoję z tym aparatem. Normalnie waży on  1,3 kg. Po trzech godzinach w ręce waży on 5 kg. W tym momencie waży 50 kg. Tak mocne to są chwile.

Resztę tej opowieści znajdziecie poniżej

Galeria tysiąca historii (do przeglądania w socjalach): TUTAJ

Zdjęcia w pełnej rozdzielczości: TUTAJ 


 


Komentarze